W życiu każdej mamy przychodzi taki czas, kiedy zaczyna coraz poważniej zastanawiać się nad zmianą wózka wielofunkcyjnego na jakąś lżejszą s...

Nasza przygoda z JOIE Mytrax

By | 23:36 Napisz komentarz
W życiu każdej mamy przychodzi taki czas, kiedy zaczyna coraz poważniej zastanawiać się nad zmianą wózka wielofunkcyjnego na jakąś lżejszą spacerówkę. I u nas w końcu nadszedł ten czas. W lipcu zeszłego roku do naszego domu trafił Joie Mytrax.


Videorecenzja:


Jest to wózek spacerowy, w przepięknym fioletowym kolorze który skradł moje serce od pierwszego wejrzenia. A kiedy rozpakowywałam go z kartonu, zakochałam się na zabój! Wydawał się być idealny. Ale mijały dni, tygodnie, pierwsza euforia opadła i moim oczom ukazały się jego wady.


I od jego wad zacznę. Ale nie kończ czytania po wadach, koniecznie dotrzyj do końca :)
Sposób składania na zewnątrz. To moim zdaniem jedna z jego wad, gdyż bardzo łatwo o zabrudzenia. Do siedziska, na którym wózek leży, przykleja się sierść psa z podłogi, no i w bagażniku auta nie zawsze jest perfekcyjnie czysto - a to tam właśnie najczęściej wózek złożony jest.
Ale za to fajny jest sam mechanizm składania - pasek, za który trzeba pociągnąć ukryty jest w siedzisku, dziecko nie ma do niego dostępu.


Pompowanie kół. Tu słowem wyjaśnienia - świetnie, że koła są pompowane. Uważałam to za zaletę Mytraxa, niestety tylko do pierwszego pompowania. Okazało się bowiem, że nie ma razem z nim przejściówek, które pozwolą na napompowanie tylnych kół. A bez nich nie da się tego zrobić... Po co, ja się pytam? Po co komplikować życie? Niejeden wózek w swej mamowej karierze miałam i pierwszy raz spotkałam się z takim, którego nie sposób napompować kompresorem czy pompką. I nawet wulkanizator był zdziwiony tymi wentylami.
Także tutaj taka uwaga - jeżeli planujecie zakup Mytraxa, sprawdźcie czy w kieszeni na poniższym zdjęciu są przejściówki. W naszym egzemplarzu ich nie było. Można je dokupić, ale to nie o to tu chodzi przecież aby nagle odkryć że czegoś nie ma i się nieźle wkurzyć, że spacery odchodzą na kilka dni w zapomnienie...


A koła ogółem ma świetne! Tylne pompowane, przednie wykonane z identycznego materiału - nie są ani plastikowe ani piankowe, to bieżnikowane opony! Ale nie trzeba ich pompować. Nie wiem co mają w środku, ale jest to rewelacyjnym rozwiązaniem. Szkoda, że tylne koła nie zostały w ten sam sposób wykonane.


Minusem wózka jest również jego rączka. Regulowana teleskopowo, ale jakoś dziwnie się "telepie". Mam mieszane odczucia co do niej. Sama regulacja to raczej rzadkość w spacerówkach, więc za to plus. Gdyby tylko ta rączka nie terkotała tak...


A teraz zalety. Jedną z niewątpliwie największych jego zalet jest budka. Jest ogromna! W panelu, który ją przedłuża jest po bokach siateczka. Nie do końca rozumiem zamysłu umieszczenia jej tam, osobiście preferuję budki całkowicie zabudowane. A to dlatego, że wtedy żadnym kącikiem słońce nie będzie grzać śpiącej buźki, czy też deszcz nie zmoczy nam dziecięcych włosków. Oczywiście jest folia przeciwdeszczowa w zestawie, ale osobiście używam jej dopiero gdy leje. Przy lekkim deszczu budka wystarcza, ale wtedy nie bardzo się sprawdza ta siateczka.


Skoro już jesteśmy przy folii - montuje się ją na wózku rewelacyjnie! To jedna z niewielu folii dedykowanych wózkom, nad którą nie musiałam się ani chwili zastanowić, po prostu wzięłam i zamontowałam, bez żadnego problemu. Aczkolwiek trochę kiepski ma ten sztywny pałąk. Co prawda jest elastyczny, ale nie składa się w małą kosteczkę, przez co folia ta zajmuje większość kosza pod wózkiem. Ja nie używałam jej. Mam swoją uniwersalną folię od wózka jeszcze po Tin i to ją zawsze ze sobą wożę w koszu.


A kosz? Jest dość spory, ma świetną kieszeń siateczkową na gumie, do której możemy włożyć niewielkie rzeczy i mieć pewność, że one tam będą zawsze, nie uciekną nam gdzieś wgłąb kosza. Ale jest do niego kiepski dostęp, kiedy dziecko śpi. Właściwie to nie ma wcale - trzeba delikatnie unieść oparcie ze śpiącym maluchem i wyjąć z kosza to, co nas interesuje.



Dalej podnóżek. Regulowany w dwóch pozycjach, gumowany! Bardzo łatwo utrzymać go w czystości.



Z regulowanych opcji, jest jeszcze oparcie. Cztery stopnie ustawienia, aż do pozycji leżącej. Uchwyt do regulowania oparcia jest plastikowy i w pierwszych chwilach z wózkiem budził moje zastrzeżenia. Z czasem się do niego przyzwyczaiłam, kiedy mi udowodnił że chyba jednak nie złamie się, ale wrażenie początkowe zrobił kiepskie. Wydał mi się strasznie tandetny. Być może przez to, że w poprzednim wózku miałam tutaj porządną, metalową konstrukcję.



Mytrax ma miękkie siedzisko - Oliwka nie narzekała na podróże nim, wręcz przeciwnie, chętnie ucinała sobie w nim drzemki.


Ma regulowane, pięciopunktowe pasy. I tutaj jeszcze taki mały minus - ochraniacz pasa międzynożnego bardzo, bardzo łatwo się zsuwa. Nieraz prawie go zgubiłyśmy, kiedy Oli wychodziła z wózka gdzieś na trasie. Nie jest on w żaden sposób przymocowany do pasa i niestety gdy dziecko zdejmujemy z wózka, często wędruje ten ochraniacz za dzieckiem. Ja go nie używałam - był schowany w domu. Bałam się, że w końcu zgubię.


Wózek ma wypinany pałąk - niestety  trzeba go wypiąć z dwóch stron. Nie jest elastyczny, nie da rady odpiąć tylko jednej strony żeby dziecko weszło. Trzeba go zdemontować całkowicie. Za to malutki minus.


Podsumowując, Joie Mytrax to wózek fajny, aczkolwiek nie idealny. Ale gdyby miał zmienione te wentyle na coś normalnego, co można napompować bez żadnych dziwnych przejściówek, gdyby składał się do środka i rączka w nim tak się nie telepała, spokojnie mógłby konkurować o miano idealnego pojazdu w tej cenie. Kiedy pierwsza miłość do niego mi minęła, przyszło otrzeźwienie i zaczęły wychodzić jego wady, nadal bardzo go lubiłam. I nie przestałam go lubić aż do samego końca naszej wspólnej przygody... :) Jest bardzo zwrotnym wózkiem i można go prowadzić jedną ręką. Płynie po ulicach, ale niestety dość ciężko się podbija. Przed jego zakupem czytałam, że w pozycji z maksymalnie złożoną rączką, podbija się go pod krawężniki bez żadnego problemu. Ja niestety muszę się z tym nie zgodzić, gdyż aby wjechać pod coś, musiałam użyć trochę siły i oprzeć się całą sobą na rączce, żeby przód wózka się uniósł.


Aha! Jeszcze jeden plus - za uchwyt na kubek. Niby taki drobiazg, a jak cieszy kiedy mamy gdzie odłożyć butelkę z wodą.




Aktualne ceny wózka Joie Mytrax sprawdzić można tutaj - klik.




Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: