Magiczne koraliki. Do prasowania, tak nie pomyliłam się w tytule :) Wiecie, nie miałam w ogóle pojęcia że coś takiego jest! Jakieś na wodę w...

Magiczne koraliki do prasowania - fajne czy nie?

By | 23:12 Napisz komentarz
Magiczne koraliki. Do prasowania, tak nie pomyliłam się w tytule :) Wiecie, nie miałam w ogóle pojęcia że coś takiego jest! Jakieś na wodę widziałam, gdzieś kiedyś w tv mi mignęły, ale do prasowania..? No nie znałam. Do czasu, aż Tin od kogoś je dostała. Ciekawość nas zżerała cóż to takiego, więc szybko zabrałyśmy się za przetestowanie.


Zacząć trzeba od tego, że zestaw przeznaczony jest dla dzieci powyżej 5 roku życia - ale nie wiem który pięciolatek będzie w stanie coś takiego samodzielnie zrobić. Nie mówię o prasowaniu, bo to wiadomo że trzeba z kimś dorosłym, ale samo układanie koralików na szablonach jest nie lada wyczynem. One nie trzymają się na swoich miejscach stabilnie.. Trzeba je układać delikatnie, ostrożnie, bo jeden zły ruch i te ustawione obok się wywracają. Długo nam zeszło żeby hipopotama zrobić, oj długo... A mnie szlag trafiał przy tym niesamowity ;)



W zestawie mamy całą masę koralików, nie tylko w kolorach potrzebnych do wykonania załączonych zwierzątek, ale też sporo innych. Można więc później jakieś mniejsze arcydzieła na szablonach tworzyć z pozostałych koralików i je prasować. Pytanie tylko brzmi - po co? Ja chyba nie odkryłam sensu tego typu zabawek.. Ułożyć, wyprasować i rzucić do szuflady bo nic się z tym zrobić innego nie da. Na dodatek okazuje się w trakcie układania, że zaczyna brakować koralików w kolorze, który nadal jest potrzebny. I trzeba dokładać inne, przez co efekt końcowy nie jest już tak fajny, jakiego się spodziewałyśmy.



A tak wygląda hipopotam z szaro-czarnymi nogami, które miały być niebieskie. Ze strony lewej, czyli stykającej się z szablonem...


...i prawej, tam gdzie prasowaliśmy żelazkiem. Zrobiony i wyrzucony, no bo co mamy z tym robić dalej? Macie jakieś zastosowania? :)


Lubię kreatywne zabawki. Kupujemy czy też drukujemy masę kolorowanek, zeszytów ćwiczeń które po wypełnieniu albo chowa się na pamiątkę, albo wyrzuca robiąc miejsce nowym. Kupujemy też masę wydawać by się mogło jednorazowej plasteliny, bo Tin sprawia wielką radość lepienie z niej. Ale tutaj, w tej zabawce głębszego sensu nie widzę.. Bo nie dość, że dziecko samodzielnie tego hipopotama czy krowy nie stworzy, bo prędzej czy później wścieknie się że znowu koraliki upadają, to jeszcze go też nie wyprasuje samodzielnie bo ktoś mu to żelazko włączyć musi. A stworzony stwór (masło maślane?) trafia w kąt/do szuflady, by po pewnym czasie wylądować w śmietniku no bo cóż tu dalej z nim robić.. No ja generalnie jestem na nie. Nie wiem ile to kosztowało, znaleźć w internecie nie mogę, ale jak dla mnie wyrzucone to pieniądze. Chyba, że dla starszych niż pięciolatek, może wtedy się sprawdzi..? No w każdym razie Tin nic z tej układanki nie miała, wsadziła kilka koralików po czym oddała mnie resztę, musiałam poustawiać, wyprasować i dopiero wtedy na chwilę go zabrała, by - jak już pisałam, po chwili wrzucić do szuflady i zapomnieć. Zdecydowanie wolę zabawki, do których ona później wraca - jak wspomniane wyżej też jednorazowe zeszyty ćwiczeń, ale jednak chętnie przez nią wypełniane, albo plastelina z której godzinami może lepić.

Więcej o koralikach w filmie:




Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: